Jesteśmy. Uczymy się stawiać pierwsze kroki wpatrzeni jak w obraz w naszych rodziców, w nasze centrum wszechświata. Nasze serce jest miłością, nasza dusza jest nią przepełniona po brzegi. Czasem zderzamy się jednak ze ścianą, której nie rozumiemy i nie umiemy pojąć. Bardziej to czujemy niż wiemy, że jest to brak akceptacji, której do życia potrzeba nam jak powietrza.
Wzrastamy mając poczucie, że jesteśmy inni i nie pasujemy do nikogo, to wyobcowanie jest stale obecne.
Magdalena Tulli podejmuje się próby odpowiedzi dlaczego. Opisując losy upartej dziewczynki, swojego alter ego, która nie chce i nie potrafi być idealnym dzieckiem, zmierza niepostrzeżenie ku ogólnoludzkiemu wymiarowi egzystencji. Postacie dawno już nieistniejące, usunięte poza margines życia bohaterki przez śmierć, niepamięć czy zaniechanie, spotykają się ni to na jawie, ni we śnie, by wreszcie wszystko zostało powiedziane, nawet wbrew ich woli. Jak w "Umarłej klasie" Tadeusza Kantora siadają w ławkach na rozprawie i próbują usprawiedliwiać swoje błędy, porażki, przypadki i niezawinione krzywdy. Robią to, bo każda z nich rozpaczliwie próbuje zrzucić z siebie ciężar niezałatwionych spraw, które jak wirus ciągną się za nimi w zaświaty, a czasem przez powietrze przenoszą się z pokolenia na pokolenie. I tylko zmierzenie się z nimi twarzą w twarz pozwoli wybaczyć. Pod jednym warunkiem: że się przestanie być ofiarą. A to możliwe tylko wtedy, gdy się wybaczy sobie.
Książka bardzo dla mnie ważna, niezwykle istotna, głęboka. Uczta dla ducha i kłębowisko myśli. Myślę, że każdemu myślącemu człowiekowi przyniesie mnóstwo niełatwych wniosków i może nawet przestraszyć. Nagle zrozumiesz, że to co za tobą, to nie tylko cień, ale i ciężar. Nigdy nie będziesz wolny, jeśli nie staniesz twarzą w twarz z demonami przeszłości, a co gorsza mogą one zajść drogę tym, którzy przychodzą po tobie. Ta książka jest ostrzeżeniem i drogowskazem ku wolności.