środa, 25 lutego 2015

Magdalena Tulli- "Szum"

Magdalena Tulli- "Szum"


wydawnictwo Znak

data wydania 20 października 2014

ISBN 9788324026258

liczba stron 208
 


 

Jesteśmy. Uczymy się stawiać pierwsze kroki wpatrzeni jak w obraz w naszych rodziców, w nasze centrum wszechświata. Nasze serce jest miłością, nasza dusza jest nią przepełniona po brzegi. Czasem zderzamy się jednak ze ścianą, której nie rozumiemy i nie umiemy pojąć. Bardziej to czujemy niż wiemy, że jest to brak akceptacji, której do życia potrzeba nam jak powietrza.
Wzrastamy mając poczucie, że jesteśmy inni i nie pasujemy do nikogo, to wyobcowanie jest stale obecne.
Magdalena Tulli podejmuje się próby odpowiedzi dlaczego. Opisując losy upartej dziewczynki, swojego alter ego, która nie chce i nie potrafi być idealnym dzieckiem, zmierza niepostrzeżenie ku ogólnoludzkiemu wymiarowi egzystencji. Postacie dawno już nieistniejące, usunięte poza margines życia bohaterki przez śmierć, niepamięć czy zaniechanie, spotykają się ni to na jawie, ni we śnie, by wreszcie wszystko zostało powiedziane, nawet wbrew ich woli. Jak w "Umarłej klasie" Tadeusza Kantora siadają w ławkach na rozprawie i próbują usprawiedliwiać swoje błędy, porażki, przypadki i niezawinione krzywdy. Robią to, bo każda z nich rozpaczliwie próbuje zrzucić z siebie ciężar niezałatwionych spraw, które jak wirus ciągną się za nimi w zaświaty, a czasem przez powietrze przenoszą się z pokolenia na pokolenie. I tylko zmierzenie się z nimi twarzą w twarz pozwoli wybaczyć. Pod jednym warunkiem: że się przestanie być ofiarą. A to możliwe tylko wtedy, gdy się wybaczy sobie.

Książka bardzo dla mnie ważna, niezwykle istotna, głęboka. Uczta dla ducha i kłębowisko  myśli. Myślę, że każdemu myślącemu człowiekowi przyniesie mnóstwo niełatwych wniosków i może nawet przestraszyć. Nagle zrozumiesz, że to co za tobą, to nie tylko cień, ale i ciężar. Nigdy nie będziesz wolny, jeśli nie staniesz twarzą w twarz z demonami przeszłości, a co gorsza mogą one zajść drogę tym, którzy przychodzą po tobie. Ta książka jest ostrzeżeniem i drogowskazem ku wolności.

środa, 18 lutego 2015

Kazimierz Orłoś- "Dom pod Lutnią"

 Kazimierz Orłoś- "Dom pod Lutnią"


wydawnictwo Wydawnictwo Literackie

data wydania kwiecień 2012 (data przybliżona)

ISBN 978-83-08-04906-8

liczba stron 257
 
 

Nieskalana przyroda, sensualnie opisana, z zachowaniem kolorów, zapachów, smaków, dźwięków. Urzeka współczesnego czytelnika, karmionego chlebem z ulepszaczami i oddychającego pełnym spalin powietrzem. Któż z nas nie chciałby się przenieść do takiego raju na ziemi, gdzie pracą rąk własnych człowiek jest w stanie się utrzymać i gdzie żyje w zgodzie z przyrodą, mimowolnie przyjmując rytm naturalnego kalendarza?
Przyroda, jak pełnoprawny partner, jest świadkiem zawieruchy historycznej w tyglu kultur i religii. Jednak to wszystko tylko echa- II Wojny Światowej, mordów na Wołyniu, poczynań ubeckiej władzy. Przyzwyczajono nas do czegoś więcej, do zapachu krwi, do przekleństw. Prawie w tym samym miejscu i czasie ulokował przecież swoją "Różę" W. Smarzowski. Może dlatego trudno oprzeć się wrażeniu, że czegoś tu za mało, a to chyba nie tak. Co innego jest ważniejsze i przez to, że autorowi nie brak szlachetności i delikatności, trochę się to wymyka.
Późna, dojrzała, całkiem niespodziewanie spotkana miłość, na którą cieniem kładą się zobowiązania, arkadyjskie dzieciństwo, o jakim marzylibyśmy dla swoich dzieci, plotki raniące jak ciernie, spór o historię, perspektywa układów międzyludzkich, jak to wszędzie pełnych prostoty i dobra, próby zrozumienia, ale i nie stroniących od potępienia, osądzenia. A kim jesteśmy, byśmy mieli prawo sądzić?
Smutek, jaki zostaje po zakończeniu lektury, nabiera po czasie szlachetności patyny.
Przecież to dobre, co jest w nas zapisane, nie tylko zostaje na zawsze, ale nas zmienia i ubogaca, kształtuje naszą wewnętrzną konstrukcję.
Tomek dostał od dziadka coś, czego nie kupi się za żadne pieniądze i pewnie będzie tęsknił i cierpiał, ale kiedyś zrozumie, że wszystko w życiu ma swoją cenę. Tę cenę zapłacił każdy z bohaterów. Cenę walki o marzenia, odpowiedzialności, honoru i odwagi.
Jeśli chcesz poczuć zapach mięty i usłyszeć szum najczystszej rzeki, pogładzić grzbiety szczęśliwych koni, wybierz się do "Domu pod Lutnią".

wtorek, 17 lutego 2015


 Hanna Barełkowska- "Nie mażę się, ale marzę o..."


wydawnictwo Media Rodzina
data wydania 25 kwietnia 2014
ISBN 9788372789457
liczba stron 246
 
 

Zachwyt, absolutny zachwyt i wzruszenie pozostaną ze mną na bardzo długo. Przeglądam się w tej książce jak w lustrze i widzę tak wiele spraw i tak wiele sobie uświadamiam. Z drogi, którą przeszłam i z drogi która przede mną. Ze zmian w myśleniu i postrzeganiu świata, a przede wszystkim ze zmian we mnie samej, jako matki dziecka bądź co bądź niepełnosprawnego, choć jak to teraz widzę, na wielu płaszczyznach funkcjonującego tak dobrze. A mimo to czeka go tak wyboista droga... Ciągle chcę wierzyć, że dokona się cud i jemu się uda przełamać ograniczenia, że uda mu się z moją pomocą, że świat się zmieni i to będzie łatwiejsze. Ta książka, to z pewnością niezakłamany, autentyczny, zbiorowy głos ku temu, by się tak stało, choć wiem, że w większości przypadków nie będzie happy endu, takiego, jak wyobrażają sobie ludzie zdrowi.
"Nie mażę się, ale marzę o..." - książka autorstwa Hanny Barełkowskiej, którą obecnie czytam jest niezwykła, wyjątkowa, prawdziwa. Powinien ją przeczytać każdy człowiek, nie tylko ci, którzy z niepełnosprawnością mają do czynienia osobiście. Nigdy nie wiemy czy, kiedy i jak będziemy z nią mieć do czynienia. Może będzie to nasze chore dziecko w przyszłości, może sąsiad, rodzic, a może przypadkowo spotkany człowiek gdzieś w sklepie, na ulicy; może dziecko które rzuciło się na chodnik, wyje i nie chce wstać. Nie potępiajmy...
Wiem, że to również moja misja- zrobić coś, by ludzie nauczyli się dawać niepełnosprawnym przestrzeń do życia w świecie, by oni wyszli spoza czterech ścian, busów do transportu do ośrodków specjalnych. Już patrzę inaczej, z mniejszym lękiem, bez obrzydzenia, bez odwracania oczu. Skąd w nas Polakach się to bierze? To stygmatyzowanie, niechęć, wrogość? Dlaczego tak się boimy, że ten strach musimy ubierać w szaty agresji?
Z tych wielu historii wynika jedno przesłanie- per aspera ad astra...i że siła wykuwa się ze słabości, z niemocy, z cierpienia. Że głównie kryzys i załamanie przekute w znoju w nową jakość, dają możliwość rozwoju osobowości.
Głęboki ukłon dla rodziców dzieci upośledzonych czy niepełnosprawnych...
Przeczytaj, naprawdę zrozumiesz więcej...

poniedziałek, 16 lutego 2015

Ignacy Karpowicz- "Sońka"

Ignacy Karpowicz "Sońka"

 
wydawnictwo Wydawnictwo Literackie

data wydania 21 maja 2014

ISBN 9788308053539

liczba stron 208
 



 

Najpierw uwagę przyciąga niedzisiejsza, skromna i piękna okładka, jakich już teraz prawie się nie widuje. I dalej też tak jest, jakby pierwszy raz...
Już mało kto umie tak pisać o miłości- z namaszczeniem, uświęceniem, jakby otwierało się niebo. Nadając jej wymiar przebaczenia grzechów i odkupienia win; ukazując w pełni jej wielowymiarowość, od zwierzęcej, brutalnej fizyczności, poprzez pokorne przyzwolenie na trwanie obok, po wzniosłość skrajnie nieziemską.
I wojna, nie wojna w tle, ale taka, która przesłania horyzont i wyciąga drapieżne ręce po to, co najbardziej człowiecze i ludzkie. I to dostaje.
Kresy polskie i białoruskie, ciemne i prymitywne, którym właściwie wojna wyszła naprzeciw, bo niewiele zmieniła w ludziach.
W tym wszystkim jasna i prosta, czysta i nieskalana Sonia, którą nie mogły poniżyć żadne okropieństwa, bo umiała stać się świątynią miłości.
Historia opowiedziana z perspektywy reżysera teatralnego nabiera form wzniosłych i alegorycznych i wymyka się zamkniętej w słowa prozie, stając się obrazem, symbolem, przekazem.
Trudno te wrażenia ująć w słowa, bo tu każde ma głębszy sens. Aż tak, że prawie ociera się o patos, a stąd już tylko krok do banału.
To chyba trzeba poukładać w sobie, by tego, co ważne, nie zatracić, jak w cytacie z książki:
"Nie ważyło wiele; tylko że to, co ważne, nie waży wiele, zupełnie jak to, co nieważne - dlatego tak łatwo pomylić jedno z drugim, poplątać i się zagubić."

Mirka Jaworska- "Syndrom czerwonej hulajnogi"

 Mirka Jaworska- "Syndrom czerwonej hulajnogi"


wydawnictwo Prószyński i S-ka

data wydania 12 marca 2013

ISBN 9788378394778

liczba stron 304
 
 
Syndrom czerwonej hulajnogi" to pozycja niezwykła na wielu płaszczyznach i dla szeregu odbiorców. Dla przeciętnego Kowalskiego, który o autyzmie nie ma pojęcia, jest historią, opowiedzianą w porywający i pełen retrospekcji sposób, który przybliży mu to zaburzenie rozwojowe. Dla człowieka takiego jak ja, znającego autyzm od podszewki, mającego z nim styczność na co dzień, jest jak plaster, który można przykleić na krwawiącą ranę. Nie uzdrowi jej, ale sprawia, że mniej boli.
Czytając podkreślałam zdania, które sprawiały, że płakałam jak dziecko, śmiałam się w głos i czułam, że tu i teraz nawiązałam nierozerwalną, transcendentalną więź z drugim człowiekiem, który wreszcie zrozumiał mój ból i niepokój.
Choćby dlatego warto po nią sięgnąć, dla tej chwili ulgi- uff jestem w domu...
Autorka dzieląc się z czytelnikiem swoim niebanalnym spojrzeniem na świat, swoją wiarą, inwencją twórczą, poczuciem humoru i wnikliwością obserwacji świata, dokłada w książce coś, czego nie kupi się za żadne pieniądze- nadzieję, że wiara naprawdę może czynić cuda, choćby cały świat się sprzysiągł, że jest inaczej. I choćbyśmy jak Syzyf musieli toczyć ten głaz bez słowa skargi. Nigdy nie można przestać wierzyć, że nam właśnie uda się uratować nasze dziecko.
Jest jeszcze coś, co wyrasta poza moje osobiste odczucia i doświadczenia.
Przesłanie, które powinien usłyszeć cały świat, kruszące mury wrogości, obojętności, depczące potwory uprzedzeń i niezrozumienia. To skarga i apel niezwykle mądrej matki, która prosi i przekonuje, by idea integracji nie była tylko martwym sloganem, za którym nam wygodnie w poukładanym, neurotypowym, zrozumiałym i przewidywalnym świecie. Byśmy uczyli dzieci akceptowania również tej inności, której nie widać, by nasza agresja wobec tego, czego nie rozumiemy umiała przekształcić się w wyciągniętą do pomocy dłoń.
By moje i twoje dziecko mogły spróbować zostać przyjaciółmi.

Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli"







 Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych Tom II. Ci, którzy walczyli"
 
wydawnictwo  Zwierciadło

data wydania   28 stycznia 2015

ISBN  9788364776311

liczba stron   296
 
 


W wyczekany piątkowy wieczór z wielką przyjemnością oddałam się lekturze 2 tomu sagi Ałbeny Grabowskiej pt. "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli". Gdyby nie całotygodniowe zmęczenie pochłonęłabym ją w jeden wieczór, ale i tak zajęło mi to zaledwie kilka godzin.
Po raz kolejny nie mogłam się oderwać, przełykałam łzy i wzruszenie ściskało mnie za gardło.
Losy brwinowskiej rodziny Winnych przyciągają jak magnes, lgną do serca, zaciekawiają i dają poczucie niezwykłej bliskości.
Dla mnie samej, wychowanej na wsi, w dużej, wielopokoleniowej rodzinie, rzuconej w samotny bezkres blokowiska wielkiego miasta, śledzenie ich historii było jak powrót do domu. Jak smak swojskiego chleba, jak przytulenie się do mamy, której na co dzień tak mi brak.
Wojenne losy Winnych, ich znajomych i powinowatych ściskają serce. A i po wojnie rodzina nie zazna spokoju, jak na to wskazuje zawieszające w próżni zakończenie.
A jednak muszę ubrać w słowa coś, co zakłóca mi w pełni hurraoptymistyczny odbiór powieści. Niesamowite zbiegi okoliczności łączące ze sobą postaci w nie tak małym znów świecie przedstawionym, w pewnym momencie dają uczucie przesytu i sprawiają wrażenie, że wszystko kręci się wokół Winnych. Wiem, że taki styl tej powieści, ale mnie to jednak trochę przeszkadza, tak samo, jak częste wybieganie w przyszłość i dopowiadanie losów bohaterów.
Autorka ma jednak niezaprzeczalnie swój rozpoznawalny styl, markę, szlif. Dla tych wzruszeń jakich mi dostarczyła, dla skojarzeń z domem, dzięki tęsknocie jaką we mnie obudziła, jestem w stanie przymknąć oko na wspomniane wrażenia. A przecież dla kogoś innego mogą być one plusem. Jednego jestem pewna- wiosną popędzę do księgarni po trzeci tom, by po raz kolejny spędzić wspaniały wieczór z najdroższymi przyjaciółmi.