poniedziałek, 15 stycznia 2018

Olga i Piotr Morawscy- "Od początku do końca"




"Wspinam się nie tylko dla samej skały czy lodu i dla samego wspinania. Dla mnie to także podróże, poznawanie ludzi, życia w namiocie, walka ze śniegiem i wiatrem. Przepiękne widoki, gdy człowiek wisi w środku ściany, a pod nim znajduje się kilkaset metrów czy kilka kilometrów powietrza. Kiedy jestem w górach, nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech. Jest wyłącznie natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed życiem się nie ucieknie. Zależy, kto co nazywa życiem. Ledwie wrócę do domu, już tęsknię do kolejnych przygód. Jak to kiedyś powiedział mój znajomy: na początku twoje życie toczy się normalnie, czasem przerywasz je wyprawami; potem twoje wyprawy toczą się normalnie i czasem przerywasz je życiem."

Nie wyschły jeszcze łzy i zastanawiam się jak spisać to co czuję. Zbliżyłam się do autorów tej niezwykłej książki. Dzięki Oldze, która po śmierci Piotra pod Dhaulagiri postanowiła zrealizować marzenie Piotra i wydać książkę o jego pasji, mogłam być milczącym świadkiem ich wspólnego życia. Jego z perspektywy dziennika, pisanego podczas wypraw wysokogórskich. Jej ze wstępów pisanych przed każdą z nich i niezwykle wzruszającego i oczyszczającego zakończenia.
O tym, jak rodził się ich związek, jak wyglądało ich wspólne życie, co tak naprawdę oznacza pasja zdobywania gór wysokich dla rodziny i samego wspinacza; o rozłące, powrotach, wierze, nadziei, strachu... Ale też o realizowaniu swoich marzeń, poświęceniu, wewnętrznym rozdarciu...

"Jest późny wieczór. Leżę w namiocie pogrążony w rozmyślaniach i nie mogę zasnąć. Wiatr co pewien czas wpada gwałtownie między namioty, szarpie, gniecie i cichnie gdzieś pomiędzy serakami. Ale to nie on nie pozwala mi zasnąć. Jutro schodzę, zabieram wszystkie swoje rzeczy i opuszczam to miejsce, które przez dwa miesiące było dla mnie domem. Opuszczam górę, na której filarze zostawiłem wiele sił, przekleństw i radości. Na tych lodowo- skalistych stokach zostawiam część siebie, swojej duszy i swojego serca. Wracam uboższy o taką właśnie cząstkę siebie. Wiem, że po powrocie będę jej szukał nadaremnie. Będę się budził w nocy, patrzył w spokojny, nieruchomy sufit i podświadomie nasłuchiwał wycia wiatru, jęku szarpanej nim góry. Przed oczami będę się starał wywołać jej obraz. Będę snuł plany powrotu do lodowej krainy, marzenia o walce, nadziei, porażce i smaku zwycięstwa. Smaku, którego nie było mi dane teraz zaznać. Jednocześnie się cieszę, że wrócę do kochanych osób, do świata, od którego sam uciekłem, a teraz za nim tęsknię. I tak już chyba pozostanie. Człowiek rozdarty pomiędzy dwa światy, szukający cząstek samego siebie porozrzucanych wśród śnieżnych grani i ulic wielkiego miasta, rozpaczliwie usiłujący je pozbierać."

Piotr Morawski dalej stwierdza:
"Człowiek wpadł w ten surowy, biały świat i będzie pragnął go do końca życia. Ale w tym surowym, białym świecie będzie pragnął rodziny i bliskich. Kompromis nie istnieje..."

Wiedziała to też jego żona; była świadoma tego, że właśnie miłość do gór, najbardziej określająca i kształtująca człowieka, którego kochała okradła ją z niego samego. Zdawała sobie sprawę z faktu, iż jej życie było przez to zdominowane, ograniczone i trudne. Jej mąż realizował zasadę : Ze wszystkich dróg wybieraj zawsze najtrudniejszą. A ona..
Została sama, by dopiero wtedy, przeżywając ból straty jakiej nawet nie umiem sobie wyobrazić, zrozumieć, że życie toczy się dalej, pomimo wszystko i że ona da sobie radę sama.

Płakałam nad jego bezsensowną śmiercią, gdzie tak blisko było wybawienie, ale w głębi duszy wiem, że teraz prawdopodobnie jest szczęśliwy, tam w tej lodowej otchłani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz